matka rozlicza Disney'a

Nie pamiętam, żebyśmy z rodzicami rodzinnie oglądali bajki. Nikt specjalnie nie monitorował też, co oglądamy. Pamiętam, że nie wolno nam było oglądać "scen rozbieranych", ale za to krew mogła lać się z ekranu strumieniami i nikt jakoś nie robił z tego dramatu. Zaznaczam, że wszyscy troje wyrośliśmy na normalnych ludzi. Telewizja nie była za naszych dziecięcych czasów postrzegana, jako zagrożenie, a wszystko, co animowane, przyjmowano jako treści stworzone z myślą o dzieciach. Teraz puszczanie bajek przymomina nieco nawigację po polu minowym. Trzeba się w miarę orientować, żeby nie karmić dziecka kreskówkową sieczką.
Do rzeczy. Na okres mojego dzieciństwa przypada czas najlepszych bajek Disneya, Mała syrenka, Alladyn, Piękna i Bestia, Pocahontas. No dobra może z perspektywy czasu nie są najlepsze, ale każdy z nich był najlepszym filmem animowanym swoich czasów. No i nie mogłam się doczekać, kiedy będę je wszystkie oglądać ze swoimi dziećmi, obserwując ich reakcje.
Jako, że jesteśmy uwięzieni w domu przez chorobę Lilki, a Krainę Lodu znamy już na pamięć, zaczęliśmy już teraz. Przy czym, nie jestem pewna, czy czasem nie za wcześnie. Zrobiłam wstępną selekcję tytułów i specjalnie ominęłam Piotrusia Pana, bo pamiętam, jak sama uczyłam się nocami latać, a znam wyobraźnię Lili (która jest już przecież Roszpunką i Elzą), na tyle, żeby wiedzieć jakie mogą być skutki. 
Niestety nie pamiętam fabuły większości z tych filmów scena po scenie (z przerażeniem stwierdziłam, że oglądałam niektóre z nich ponad 20lat temu (!)) i odkrywam je trochę na nowo. 
To trochę pułapka, bo a nuż moje dziecko zobaczy coś, czego nie powinno oglądać. Długo się zastanawiałam, czy Bestia z Pięknej i Bestii nie będzie zbyt straszna dla naszej prawie-czterolatki, ale okazało się, że dziecko kumate i rozumie, że jak ktoś jest kudłaty, to nie znaczy, że od razu jest potworem. 
Film zszokował bardziej mnie, niż ją. A wszak widziałam nie raz, nie dwa. Miało to miejsce, w scenie, w której Gaston wyciągnął nóż i dźgnął Bestię pod żebra. Konsternacja. Odnoszę wrażenie i to chyba całkiem trafne, że dziś ta scena by zwyczajnie nie przeszła. No bo jak to? Nóż? w filmie dla dzieci? W dotatku użyty w charakterze broni? Nie kładźmy dzieciom gotowych rozwiązań pod nos! 
W sumie najbardziej wstrząsnął mną fakt nieukrycia noża i dźgania, niż sama napaść, która jakaś okrutnie brutalna przecież nie jest. W dzisiejszych czasach takich scen w bajkach się po prostu unika. Zdziwiła mnie najbardziej własna reakcja. Zdaje się, że producenci przyzwyczaili mnie już do wybielonych treści. A może to moja wewnętrzna matka się odezwała?


Bajkom Disneya swego czasu zarzucało się różne rzeczy (z dyskryminacją mniejszości na czele), w tym również zmiękkczanie fabuły klasycznych baśni. W tej chwili są już tak policznie poprawne, że bardziej chyba się nie da. Przykład znajdziemy na końcu napisów w Krainie Lodu - jest tam adnotacja, że opinia Kristofa odnośnie zjadania gili przez wszystkich, jest wyłącznie jego własną opinią i nie ma na celu obrażenia nikogo. Serio. Sprawdźcie sami.(tak, czytałam napisy..) Producenci zabezpieczają się z każdej strony. Jako pierwsi, gotowe wersje filmów Disneya, oglądają pewnie prawnicy. Z drugiej strony nikt nie myśli o tym, jaki wpływ takie zmiękczanie i ugłaskiwanie treści ma wpływ na dzieci? Jeśli chodzi o samą Krainę Lodu zresztą, to nie mam jej nic do zarzucenia - siostrzana miłość stopi lód, nie każdy zakochany w Tobie książe ma dobre zamiary, a w ogóle przez sekrety są same problemy. Same pozytywne przekazy. Genialna bajka!
Nie o wszystkich bajkach mogę powiedzieć równie dobre rzeczy. Tacy Zaplątani na przykład. Przyjrzyjmy się fabule. Twoja matka na pewno Cię porwała od prawdziwych rodziców, skoro zabrania Ci wyjść z domu. Ucieknij  z nieznajomym, a zaczniesz w końcu żyć i przeżywać przygody! Że nie wspomnę o spelunie pełnej zakapiorów, którzy twardzi i straszni są tylko na zewnątrz, a w sercu noszą marzenia i są mięciutcy jak kaczuszka... Śpiewający mordercy to jest jakiś wychowawczy dramat, w zamyśle uczący, że każdy jest wewnątrz dobrym człowiekiem i nie wolno nikogo oceniać po pozorach, ale w realnym życiu lepiej się z mordercami nie zadawać. Koniec kropka.

Pomijam, że prawie wszystkie disneyowskie księżniczki to sieroty, lub półsieroty pozbawione matki. Przypadek?
Wracając do sedna, jako rodzic, zastanawiam się, czy okrajanie historii z "niepoprawnych" treści niesie ze sobą więcej dobrego, czy złego. Czy wynika bardziej z naszej dojrzałości społecznej i świadomego podejścia do wychowania dzieci, czy z chęci uniknięcia pozwów od rodziców przez producentów? A jeżeli to drugie, to czy bardziej szkodliwy dla dziecka, jest ten nieszczęsny nóż na ekranie, czy raczej jego brak? Trochę mi się to kojarzy z biedną Phoebe z Przyjaciół, której mama pozwalała oglądać Bambi, w okrojonej wersji, tak, żeby nie oglądała śmierci mamy jelonka (przy czym sama popełniła potem samobójstwo...) i nie musiała przeżywać straty. Koniec końców życie to nie bajka.
Wiecie, co mam na myśli? Co nam z tego za dorośli wyrosną?

Etykiety: ,