<a href="http://www.bloglovin.com/blog/11215885/?claim=4emgzfjb7kq">Follow my blog with Bloglovin</a>
Zaczęłam pisac ten post dwa miesiące temu. I jakoś trudno mi było napisać go tak, żeby nie brzmiał banalnie. KAŻDY poród jest inny. Każda kobieta jest inna. Nasłuchałam się, podobnie jak Wy, dziesiątek porodowych hiostorii, więc jaki jest sens opowiadać własną? A no taki, że faktycznie mam porównanie. Inna sprawa, że optuję raczej za casarkim cięciem, co stawia mnie w niekorzystnym świetle. Jak to? Kobiety od tysięcy lat rodzą! Cóż, zęby też wyrywa się od tysięcy lat i fajnie, że teraz robią to ze znieczuleniem. Bo niby czemu nie mogę "pójść na łatwiznę"? Bo tak cc widzą jej przeciwnicy. Mój wybór, do którego powinnam mieć prawo.
Zawsze miałam wrażenie, że coś mnie ominęło za pierwszym razem. Że zostało mi odebrane jakieś magiczne przeżycie. Lila urodziła się przez cc, choć wszystko zaczęło się normalnie. Po ośmiu godzinach skurczów, lekarz dyżurny zadecydował o cięciu. W duchu tylko o to się modliłam i ktoś tam w górze moich sekretnych modłów wysłuchał. Obudziłam się po narkozie już w pokoju. Odpoczęłam kilka godzin, przynieśli mi małą. Dwa dni później siedziałam już po turecku na łóżku i karmiłam. Z chodzeniem było co prawda gorzej, ale trudno oczekiwać cudów z dziurą w brzuchu. Nie miałam też problemów z laktacją. Kolejny mit. Byłam szczęśliwa, że gładko poszło i dopiero później, kiedy Lila miała kilka miesięcy, dałam sobie wmówić, że jestem gorsza, przez to, że "nie urodziłam" jej sama. Bo to nie ja pierwsza zobaczyłam, jak otwiera oczy, bo nie położyli mi jej na piersi, kiedy się urodziła. Dałam też sobie wmówić, że poród naturalny jest lepszy dla mojego ciała. Bardzo zresztą dziwiła mnie opinia, że długo dochodzi się do siebie po cc, ja sama nie potrzebowałam nawet środków przeciwbólowych, po dwóch dniach odstawiłam paracetamol.
Długo wahałam się, jak urodzić kolejne dziecko. Byłam zwyczajnie ciekawa, co mnie ominęło. No i czy dam radę urodzić naturalnie. Z drugiej strony miałam w pamięci te osiem godzin czystego cierpienia i zwyczajnie się bałam. Z drugiej strony nie chciało mi się kombinować skierowania na cesarkę "na lewo", a przeciwwskazań do porodu naturalnego nie było.
Mój ginekolog, kiedy się spotkalismy po fakcie powiedział: "gdyby była pani moją córką, powiedziałbym: "a nie mówiłem?trzeba zawsze słuchać ojca". Bo widzicie, mój ginekolog głośno wypowiada swoją opinię na temat naturalnego porodu - "kobieta nie jest stworzona do rodzenia dzieci". Są rzecz jasna wyjątki. Też kilka znam. Że nie bolało. Że jak przy okresie. Że wizyta u dentysty gorsza. Taaaaaa.... Oczywiście musiałam sama sprawdzić. Postanowiłam zdać się na los i pokornie poddać biegowi wydarzeń.
Zaczęło się o drugiej w nocy, odejściem wód. Spoko. Skoro odeszły, a skurczów nie ma, napewno mnie pokroją - pomyslałam. Po godzinie, na izbie przyjęć zaczęły się.. i rozkręciły tak szybko, że raptem okazało się, że mam pełne rozwarcie. Czas mija szybko, kiedy już się zacznie. Dalej poszło jeszcze szybciej, parcie, nacięcie, łyżeczkowanie, szycie... Nikt mi nie powie, że POWINNO SIĘ rodzić bez znieczulenia. Za jakie grzechy? Czy ja kogoś zamordowałam? Czy my żyjemy w średniowieczu? ŁYŻECZKOWANIE NA ŻYWCA.
Nie wdając się w szczegóły, moje ciało lepiej poradziło sobie z dziurą w brzuchu. Poród to był bowiem dopiero początek przyjemności, ciągły ból przez tydzień, niemożność siedzenia przez dwa tygodnie i inne kosekwencje, które odczuwam do dziś. A może po prostu miałam pecha.
Moja mama chciała mi zasponsorować poród w prywatnej klinice, żeby mi oszczędzić tego doświadczenia. Rodziła 3 razy. Powinnam się była zgodzić. Kiedy powiedziałam jej, że to był koszmar, powiedziała tylko "to trzeba jakoś przeżyć". Cóż, może powinnyśmy chociaż mieć wybór. Dlaczego bez wskazań medycznych nie mogę wybrać cesarki? Bo za poród siłami natury to ja już dziękuję.
.