july spy day

Startujemy ze spy day'em. Drugi raz. Bo ja jestem bardzo zorganizowana i ogarnięta. Nie mówiłam Wam jeszcze, że zapisałam się na zajęcia z garncarstwa. Miało być jak w "Uwierz w ducha", okazało się, że to bardziej taplanie w błotku, ale jest naprawdę super. Mam dwie godziny w tygodniu tylko dla siebie i to jest najważniejsze. Opowiem Wam o tym szerzej innym razem. Chodzi mi jedynie o to, że te zajęcia obnażyły pewną moją cechę, o której nie miałam pojęcia. Wydawało mi się zawsze, że jestem bardzo dokładna i lubię precyzję. Cóż, jednak nie jestem. Moje lepienie można sprowadzić do "luz, tego krzywego i tak nie będzie widać". Jestem zatem słabo ogarnięta, niezorganizowana i odwalam fuszerkę. 

No więc spy day. Ostatnio były zdjęcia z naszego dnia, dziś to, co zebrało się w telefonie w ciągu miesiąca, a co określa nasz lipiec najlepiej. Na inne spajdeje zapraszam Was do Lucy.

Lipiec pod znakiem gofra. Zakup gofrownicy okazał się strzałem w dziesiątkę. W dodatku pierwszy raz mam do czynienia z gofrownicą niesprawiającą problemów. Jest moc. Teraz poproszę maszynę do lodów.

 Bogu dzięki za parki i drzewa. Nasza codzienna wycieczka. 30 stopni w cieniu łatwiej tam wytrzymać.

 Plaża. Drugie w kolejności miejsce wycieczek. Zazwyczaj z tatą.

Wycieczki miejskie. Najmniej ich było w lipcu, bo też są najbardziej skomplikowane logistycznie. Sama podróż tramwajem to koszmar. Choć muszę pochwalić Świat, gdyż kiedy ostatnio weszłam do tramwaju, wstały aż 3 osoby, proponując mi miejsce. Miło. Serce rośnie.

Lipiec się skończył, brzuch rośnie. Przed nami pełen cudowności sierpień. Korzystajcie z lata!

Etykiety: