Pamiętacie jeszcze "akcję szafa"? Z założenia chodziło o to, żeby przzez rok spróbować nie kupować ubrań. Do poczytania tu i tu. Niestety musiałam zmierzyć się z rzeczywistością. Matka Polka Niepracująca potrzebuje jednak zdecydowanie mniej ciuchów, niż Matka Polka Pracująca. Po pięciu dniach chodzenia do biura, okazało się, że nie mam za bardzo co na siebie włożyć. Przez pierwszy miesiąc stawałam na rzęsach, żeby te kilka posiadanych przeze mnie rzeczy wplatać w różne zestawy, ale poddałam się. Zwłaszcza, że zaczęły się zmieniać moje gabaryty. Zrobiłam zakupy... Kupiłam dwie luźne sukienki, parę spodni, legginsy i luźny top. Ale czuję się rozgrzeszona, bo mam wrażenie, że to mi do końca ciąży wystarczy. No dobra, rozważam jeszcze jedną parę spodni...
Mimo, że fizycznie faktycznie coś kupiłam, nie przerywam Akcji Szafa i nie zamierzam też wpadać w szał zakupów. Nadal chcę ustalić (a odpowiedź wcale nie jest oczywista), czy da się nie kupować ubrań przez rok. Chcę wiedzieć ile ich kupuję i co mnie do tego skłania. Mam nadzieje, że dzięki temu zacznę kontrolować swoją szafę, pozbędę się tego, co niepotrzebne i stanę się świadomym swoich potrzeb konsumentem. Ponieważ kupuję teraz pojedyncze rzeczy, dłużej zastanawiam się czy warto, z czego dana rzecz jest zrobiona, jak będę musiała o nią dbać i do czego będzie pasować. Zyskuję przez to element spójnej garderoby, a nie osobny ciuch. Mam kilka ciążowych ciuchów, które przez trzy lata leżały na dnie szafy i żałuję, że je posiadam... Po pierwsze nie da się ich nosić w ciąży nie będąc, a po drugie zawalały mi szafę. Nie ma rzeczy, której nie da się zastąpić. Planuję w związku z tym kilka wpisów o ciuchach ciążowych. A raczej o ciuchach, które z powodzeniem można nosić w ciąży będąc.
Miałam ogromne wyrzuty sumienia decydując się na zakupy. Z ręką na sercu to mówię - nawet przez moment pomyślałam, że nie mogę, po prostu nie mogę, bo obowiązuje mnie akcja, ale nie dajmy się zwariować. Kierowałam się chłodną kalkulacją, nie żadnym impulsem. Zmieniła się sytuacja. To co miałam w szafie w większości nadawało się do noszenia w "nieformalne piątki", albo przestało pasować na rosnący brzuch. Trzeba było działać. Zresztą ubrania, których kupno zdawało mi się być zwyczajna fanaberią, znikały z listy zakupów po kilku dniach zastanowienia. I bardzo dobrze, bo wydałabym nie wiadomo ile pieniędzy, a to też motywuje mnie do niekupowania. Nadal mam jak najlepsze intencje i obiecuję nie kupić nic, co nie będzie mi NAPRAWDĘ potrzebne. Możecie się zatem spodziewać kolejnych wpisów z serii.
Kupujcie z głową. Buźka
Etykiety: akcja szafa, ciuchy