W samym centrum Gdańska są dwa miejsca, które odwiedzamy najczęściej. W zależności od tego, jak głodni akurat jesteśmy. O Pikawie pisał już chyba każdy, kto kiedyś ją odwiedził. Trudno się zresztą dziwić, mają pyszne gorące czekolady, pyszną paschę i pyszny creme brullee. A do tego mają akwarium. Rozumiecie o co chodzi? To znaczy, że ja tam faktycznie mogę w spokoju coś wypić! I tylko tam (właśnie wpadłam na pomysł, że może powinnam kupić akwarium do domu..).
Ponieważ nie ma co się rozpisywać, bo w Pikawie jest po prostu super i w internetach są tysiące recenzji, przedstawię Wam młodszą siostrę Pikawy. Tekstylia. Sposób na małego i dużego głoda. Restauracja została otwarta w miejscu dawnego sklepu z - niespodzianka - tekstyliami, z którego został jedynie szyld. Chodziłam tam z babcią i mamą jako dziecko i może trochę z sentymentu, lubię to miejsce. Wystrój jest więcej niż przyjemny i nawiązuje trochę do historii lokalu, ceny przystępne, a jedzenie pyszne i pięknie podane. Zawsze wychodzimy najedzeni i zadowoleni. Mieliśmy tam może dwie wpadki na dziesiątki odwiedzin.
Karta zmienia się co jakiś czas, co można jedynie policzyć na plus, bo pewnie byśmy padli z nudów, jedząc wiecznie to samo. To taki nasz pewniak, kiedy jesteśmy zbyt głodni, żeby eksperymentować. Wiadomo, że będzie dobre. Ostatnio jedliśmy tam przewyborną zupę pomidorową z parmezanowymi kluseczkami...(ślinotok...)
Jedyne co w Tekstyliach wkurza, to czas oczekiwania. Obsługa ma lekko nonszalancki stosunek do klienta, zwłaszcza do klienta z dzieckiem. Ale kiedy już człowieka "zauważą", są bardzo uprzejmi i pomocni. Ponadto, co muszę dodać, Tekstylia podają część smakołyków serwowanych w Pikawie, więc obiad można zapić "Puchatkiem"!
Etykiety: palce lizać