Poszłam ostatnio na drina z Monią, moją dobrą znajomą z Londynu. Monia jest bezdzietna, boska, parę lat starsza ode mnie, wygląda, jak księżna Kate i zastanawia się co jakiś czas, czy aby nie powinna już czuć potrzeby posiadania potomstwa. Bo nie czuje, a wszyscy wokół czują i mają i jakoś tak nieswojo. Przyjechała do Gdańska na kilka dni i zatrzymała się u swojej przyjaciółki, matki dwójki dzieci. Mogła na własnej skórze odczuć atmosferę domu, w którym mieszkają dzieci. Pytam więc Moni, jakie ma refleksje odnośnie tej wizyty. Wpłynęło to na nią? chce, czy nie chce mieć własne? nabrała ochoty?
- A idź! W życiu! To jest jakiś horror!
- Matko, aż tak? - pytam i zastanawiam się w myślach, czy aby na pewno chcę mieć więcej dzieci. U mnie bowiem horroru nie ma. - A co jest takie straszne?
- To, że to jest cały czas. Nie ma ani chwili spokoju w tym macierzyństwie. NON STOP. Ani chwili przerwy. Ty musisz kompletnie zrezygnować z siebie przy dzieciach.
No tak. W sumie, jak tak spojrzeć na sprawę z perspektywy Moni, to tak właśnie jest. Chwila spokoju zjawia się , kiedy dzieci śpią. A jeżeli, tak, jak moje ostatnio, zasypiają koło północy, lub, jak wczoraj o drugiej (!), to wychodzi, że spokój masz, wtedy, kiedy śpisz. Dlatego każda działalność, w której mogę być sama ze sobą, sprawia mi dużo radości i właśnie wtedy ładuję baterie. Dlatego ten blog jest dla mnie ważny. Chcę poznawać przez niego ludzi. Móc rozmawiać z nimi na nowe tematy. O dzieciach też, bo to świetny temat, świetny i niewyczerpalny. Ale interesują mnie też inne rzeczy. Czytam książki, oglądam filmy, lubię ciuchy i ogólnie staram się mieć opinie na różne tematy. Dlatego lubię blogi mam, które piszą nie tylko o swoich dzieciach. Albo piszą o dzieciach, ale widać, że ich świat ma trochę szersze granice, niż dziecięcy pokój. Szukam inspiracji, a takie babeczki inspirują mnie najbardziej. Lubię mamy, które kochają bezgranicznie swoje dzieci, ale i siebie same darzą miłością. Te kilka lat "wyjętych z życiorysu" według kategorii, którymi mógłby określić życie rodzica, człowiek bezdzietny, wcale nie musi być bezproduktywny. Zresztą to chyba najfajniejszy okres w życiu kobiety. Przynajmniej dla mnie.
- Ale wiesz, co jest najdziwniejsze? - kontynuuje Monia - Ona jest szczęśliwa. Jej to chyba w ogóle nie boli, że tak ją te dzieci pochłaniają. Macierzyństwo trzeba jednak czuć. To jak z powołaniem.
Do zakonu na całe życie bym się zamknąć nie dała. Ale taki areszt domowy ma wiele dobrych stron, do tego stopnia, że chętnie bym go sobie wydłużyła, bo czas za szybko leci.
A Wy jak sądzicie? Czy powinno się czekać na ujawnienie instynktu, czy pozwolić naturze nas zaskoczyć? Jakie jest Wasze zdanie? Planujecie dzieci (te które macie i przyszłe), czy wolicie zobaczyć,co Wam los przyniesie?
Etykiety: samo życie