Jesień już, już palą chwasty w sadach... Sialala oto trzy dziarskie plany na październik:
- Jesień pełną gębą. A moja gęba pełna pysznego ciasta drożdżowego własnego wypieku. Sezon na pichcenie niniejszym uważam za otwarty. Cieszy mnie, że moje dziecię w końcu zaczyna interesować się procesem powstawania posiłków, znaczy to, że czeka nas niezły ubaw przez parę kolejnych miesięcy (Świąteczne pierniczki, nadchodzimy!).
- Jesienią zawsze czuję motywację, żeby gotować coś z dynią i choć co roku doświadczam w tej dziedzinie epickich fail'i (że spolszczę), to przecież nie mogę pozwolić głupiej dyni wygrać. Zupa dyniowa to mój cel priorytetowy. MUSZĘ znaleźć w końcu znaleźć przepis, który nie będzie smakować jak rozwodnione ciasto dyniowe.
- Last but not least, czyli mój plan na sport ekstremalny tej jesieni. Trzymajcie się foteli, bo kupuję wełnę, druty i nie zawaham się ich użyć. HA! I co jesień, łyso Ci? Takie mam zacne plany na najbliższe dwa miesiące. Bo od początku grudnia rusza u nas co roku sezon Świąteczny, którym już swoją drogą się jaram.
A Wy macie jakieś plany na październik?
Etykiety: jesień, wielkie plany